TYDZIEŃ 6

Myślałem, że to będzie skomplikowane, ale i tym razem mnie odszukaliście. W ubiegłym tygodniu byłem w: Santiago de Compostela, Dublinie oraz Belfaście. W tym tygodniu, ostatni etap mojej wirtualnej ucieczki. Gdzie dotarłem? Szukajcie :) Pierwszy etap podróży w tym tygodniu odbywam promem. Przekraczam morze, choć długość podróży na to nie wskazuje. Trafiam do miasta nad rzeką, która w tym miejscu jest tak szeroka, że wydaje się być kolejnym, niewielkim morzem. Zwiedzam przede wszystkim muzeum miejskie, gdzie z zainteresowaniem, ale jednocześnie z wielkim smutkiem oglądam wystawę poświęconą niewolnictwu. Miasto, które odwiedzam, swoją potęgę zawdzięcza przede wszystkim czasom kolonialnym, kiedy bogacono się dzięki niewolniczej pracy. Odwiedzam też o wiele jaśniejszą kartę historii miasta, muzeum poświęcone historii Bajecznej Czwórki. Nucąc dawne szlagiery o Ulicy Grosikowej i Truskawkowych Polach, udaję się na Ulicę
Limonkową, gdzie wsiadam w pociąg. Podążam wzdłuż pierwszej linii kolejowej na świecie. Docieram do miasta słynnego z piłki nożnej, fizyki jądrowej oraz początków diety wegetariańskiej. Obiad jem jednak mięsny. Delektuję się świetną zapiekanką pasterską. Pycha! Zamawiam także herbatę. Co za pomysł, żeby serwować ją z dodatkiem mleka? Czas wracać. Wsiadam do samolotu, który zabierze mnie do miasta wielkości Białegostoku. Do domu wrócę autobusem. To tylko 250 kilometrów i jedna wewnątrzunijna granica do przekroczenia. Za bilet autobusowy płacę w euro. Jeszcze tylko kibin i gira na drogę i już mknę
na południe. W wygodnym autobusowym fotelu czekam na maile od Was (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.). Gdzie dotarłem w tym tygodniu? Na odpowiedzi tym razem czekam tylko do piątku (19 kwietnia). Kto pierwszy, ten lepszy ;)